Relacje myśliwego z pogranicza Polsko-Słowacko-Czeskiego...

Górskie obszary w okolicy Oszczadnicy, związane z poniższymi relacjami...
 fot. autor bloga

  Poniższe relacje zebrałem od pewnego starszego wiekiem myśliwego, z wioski Oščadnica ["Oszczadnica"], leżącej w północno zachodniej Słowacji, niedaleko granic z Polską i Czechami. Nie wszystko moge ujawnić bo mógłbym się narazić na pewne niebezpieczeństwa, ale głównie w sprawach dotyczących już nie kwestii związanych bezpośrednio ze "zmiennokształtnymi istotami".

      Na początku gdy dowiedziałem się że mój znajomy jest myśliwym, "przypadkowo" zapytałem go czy "przypadkiem" w lasach nie spotkał czegoś dziwnego, lub czy nie słyszał jakichś historii o tajemniczych zjawiskach w okolicach które zna...
      Wiem że myśliwi jako baczni i czujni obserwatorzy, czasem sporo o zagadkowych zjawiskach przecież wiedzą... :) No i trafiłem w dziesiątke, okazało się że nie tylko on sam przeżył pewne dziwne zdarzenia, ale i słyszał o nich również od innych. Mało brakowało że z powodu ignoranckiego materialistycznego światopoglądu, owe cenne relacje (jak wiele im podobnych) mogłyby przepaść bezpowrotnie...

      Zatem o tym co usłyszałem od owego myśliwego 6 marca 2020 roku...

Niewidzialne głosy, otwierające się portale, tajemnicze istoty...

 
Niewidzialne głosy szły za mną
      Myśliwy ów przebywał w Oszczadnicy w znanej sobie dobrze okolicy, w której był wielokrotnie. Znajdował się niedaleko nowej kapliczki którą sam zrobił w miejscu gdzie stała zniszczona stara kapliczka, znajdująca się niedaleko wypalonych niegdyś przez Polaków domów (- chodziło o jakieś porachunki).
      Przebywając po zmroku w przyrodzie, na otwartej przestrzeni i w okolicy owych wypalonych domów, po których zostały tylko pywnice, usłyszał zbliżające się do niego jakieś głosy. W miare zbliżania się głosów, rozpoznał że brzmią jakby rozmawiały ze sobą jakieś dwie osoby, lecz i nikogo nie widział, i nie potrafił zrozumieć ich słów. 
      Zaczął się rozglądać, szukać ich wzrokiem, ale daremnie. Otwarta połać przed nim, i dobra widoczność wykluczała kogokolwiek.
      Stał tam, szukał ich wzrokiem, ale nikogo nie było. Głosy w jego kierunku wciąż się zbliżały, i gdy były już blisko niego a wciąż nikogo nie było widać, myśliwego ogarnął tak potężny i nagły strach, że przerażony zaczął stamtąd uciekać. Uciekając stamtego miejsca, przeskoczył przez potok i się zatrzymał. 
      Gdy zaczął nasłuchiwać okazało się że niewidzialne głosy wciąż słychać, i że znów zbliżają się w jego stronę podążając za nim. Wystraszony na nic więcej nie czekał, i po prostu stamtąd czym prędzej uciekł. Mówi że wiele razy był w tamtym miejscu, i że nigdy nic go tam takiego nie spotkało, i że "może raz do roku takie coś tam się dzieje, wiesz, czasem dusze mogą tylko raz na rok mogą dać o sobie znać".

Głos zastrzelonego na granicy
     Przeżycie to opowiedział mojemu znajomemu jego kolega, człowiek będący dziś już w bardzo podeszłym wieku. Gdy w czasach komunizmu był jeszcze w pełni sił, zajmował się nielegalnym szmuglowaniem rzeczy przez zieloną Słowacko-Polską granicę.
     Nielegalna praca wymagała od niego odwagi, niczego prawie się nie bał. Tamtej jednak nocy poczuł chyba największy strach w życiu. Pogoda była zła (- choć może idealna na przemyt), do tego wiało. Szedł nocą lasem przez górę, gdzie kiedyś zastrzelono jakiegoś chłopaka. Ten chłopak prawdopodobnie także chciał nielegalnie przekroczyć granice, bo po zastrzeleniu go, zawisł martwy na granicznym płocie przez który uciekał.
     Przemytnik ów, przechodząc przez szczyt góry włąśnie przez miejsce zabicia niegdyś owego chłopaka, usłyszał nagle w niedaleko siebie w lesie młodzieńczy głos. Zaczął szukać jego jego źródła, ale okazało się że nikogo w okolicy nie ma. Głos jednak nie zaniknął, i było słychać jak coś do niego mówi. Spowodowało to taki szok i strach u przemytnika, że wpadł on w podobne przerażenie jak mój znajomy, i czym prędzej dążył do opuszczenia tamtego miejsca. Dziś już w wieku zaawansowany, wciąż wspomina tamten strach jaki wtedy poczuł.

Zbójnicke źródełko odwiedzane niegdyś przez okolicznych zbójników, a leżące na szlaku
 wiodącym do owego "nawiedzonego" miejsca na polsko-słowackiej granicy...
fot. autor bloga

Głos zakopanego dziecka i otwarty na chwilę portal
     Do tajemniczych manifestacji dochodziło niegdyś na górze zwanej przez miejscowych Grapa, a świadkami był między innymi brat matki mojego informatora. 
     Było bowiem miejsce na tej górze, w którym straszyło w ten sposób, że ludzie słyszeli tam płacz małego dziecka, mimo że w okolicy żadnego nie było widać.
     Mieszkańcy Oszczadnicy mówili między sobą że jakaś cyganka zagrzebała tam bez chrztu swoje dziecko (- prawdopodobnie jeszcze żywcem).
     Jednego razu wujek mojego znajomego, chciał sprawdzić czy to prawda, więc wziął ze sobą białego psa i wybrał się na owo miejsce. Po przyjściu tam, faktycznie okazało się że słychać tam płaczące dziecko, którego jednak nie było widać.
     Ludzie z wioski w końcu chcąc sprawę rozwiązać, wezwali jakąś kobietę "która znała się na takich rzeczach", i wysłali ją na górę by rozwiązała 'problem'. Kobiecie najwyraźniej nie były obce tego typu zdarzenia, ponieważ przybywszy tam,  miejsce grobu skąd dochodził głos pokropiła święconą wodą, mówiąc w rodzaju: "Jeśliś Panna będziesz Anna, jeśliś Pan, będziesz Jan".
Następnie rzuciła na grób dziecka chrzcielną koszulkę - w stylu tych, jakie i po dzień dzisiejszy daje się dzieciom podczas chrztu...

    Następnie stała się niezwykła rzecz: gdy koszulka chrzcielna upadła na grób, nagłe zapadła się pod ziemię i zniknęła. Nie pozostał po niej na powierzchni nawet śladOd tamtego czasu w owym miejscu też przestało straszyć.
*   prawdopodobnie ochrzczone dziecko - przynajmniej w interpretacji wypływającej ze zdarzenia - wzięło ją sobie, zaznawszy w końcu wiecznego spokoju. Choć oczywiście każdy z tego rodzaju przypadków trzeba badać oddzielnie, gdyż w niektórych sytuacjach nie można też wykluczyć opcji że jakiś demon, podszywał się pod zmarłe dziecko.
     Ta historia jest podobna do innych jakie znam, w których też występuje motyw w którym aby uspokoić płaczącego ducha, wykonuje się analogiczny powyżej "chrzest". Najwyraźniej i oficjalnie w kościele katolickim, uznawane jest chrzczenie dzieci nienarodzonych albo zmarłych bez chrztu, i modlitwy ku temu są nawet podobne:
 
** cuda związane z ciałami świętych, relikwiami, których np. krew "nabiera życia" w rocznice związane z danym zmarłym, jak i inne związane z uzdrowieniami - też wskazują że łączość duszy z ciałem, nie jest zerwana nawet po śmierci. I tak przykładowo krew św. Januarego - nabiera w pewnych okresach roku ponownie życia na Ziemi (upłynnia się z grudek), choć święty przebywa już duchowo na poziomach niebiańskich
   Prawdopodobnie również poprzez to połączenie na linii "dusza-ciało", organy po zmarłych darowane innym, również oddziałują właśnie w analogiczny sposób, tak iż człowiek "przechwytuje" jakiś kontakt ze zmarłym i np. ujawniają się w nim cechy jego charakteru, emocje itp. K. Jackowski też mając przedmioty związane ze zmarłym, potrafi pokazać gdzie leży ciało ich właściciela... Więc praktyki kościelne wobec danego nieżyjącego już ciała, najwyraźniej w pełni mają prawo w jakiś sposób oddziaływać zarazem i na duszę z nim związaną, a będącą już na "innym poziomie istnienia"...

Poniżej cytat dotyczący pewnych faktów, które może jakoś pomogą zbliżyć się do tych kwestii...
źródło: "Oni byli poza ciałem" ks. Giovanni Martinetti SJ

Msza w wynurzającym się z ziemi kościele
     Niedaleko Oszczadnicy znajduje się góra Wielka Racza (1236m) z którą wiąże się podanie opowiadane w wiosce, że raz w roku, wynurza się tam zapadniety kościół spod ziemi, i jest w nim odprawiana msza.
     Jednego razu siostra matki mojego informatora, była na Raczy zbierać borówki. Wtedy to nagle potknęła się o coś na ziemi, i gdy spojrzała na to, zobaczyła że potknęła się o krzyż kościoła, który wynurzył się spod ziemi. Później gdy wróciła w to miejsce, tego krzyża już tam nie było, zniknął.
*   relacje o zapadniętych i wynurzających się z zaświatów czyśćcowych kościołach, w których dusze pokutujące modlą się będąc już blisko końca swych pokut - dotyczą i miejsc w których owe kościoły czasem fizycznie nigdy nie były, a znajdowały się na ziemi w innych miejscach.
     Wiele wskazuje że jest tak ponieważ, portale do przestrzeni czyścowych, za którymi czasem otworzone są dawne miejsca z Ziemi (- w których pokutują związane z nimi dusze) - mogą otwierać się w rozmaitych miejscach.
      I tak przykładowo wojsko angielskiego Króla Artura, było widziane w portalu otwartym w wulkanie Etna, podobnie jak i inne armie "wewnątrz podziemia gór", były też widziane za portalami otwartymi w rozmaitych górach. Nie powinno to dziwić, skoro czasem bywa że portale potrafią się otworzyć i w otwartej przestrzeni:
źródło: "Almanach zahad" ("Almanach zagadek"), Reader's Digest (1995r.)

* jedna z relacji jezuickich sprzed wieków, mówi także o otwarciu się portalu we wzgórzu wulkanu - w tamym przypadku w Wezuwiuszu...

Także pokuty pośmiertne duchów ludzi z innych religii,
czasem są relacjonowane w związku z tajemniczymi świątyniami,
pojawiającymi się i znikającymi w najrozmaitszch miejscach...
     Oczywiście otwierające się w ziemi portale, mogą wieść nie tylko do poziomów istnienia związanych z Czyśćcem, ale i Piekłem, Stąd też teleportacje do takich miejsc, jak i przybywające z nich istoty, bliskie są też czarostwu które im przynależy. Stąd też pomagają czarownikom w ich czarach użyczając możliwości teleportacji, lub materializują przed żywymi pułapki - wiodące do uczynienia grzechu...
     Stąd też dwie kolejne relacje, które wiążą się właśnie z takimi zdarzeniami...

Pokusa na bluźnierstwo
     Mój informator opowiadał mi jeszcze taką historie, w której wzięła udział jego babka. Historia brutalnie przyziemna i dziwna, niemniej to dodaje jej na orginalności i ...wiarygodności ;)
     Jego nieżyjąca już babcia, opowiadała mu kiedyś o tym że gdy szła gdzieś, zauważyła nagle obok drogi "olbrzymie g*wno". Przyjrzała się mu i powiedziała do siebie w stylu "Jeszcze tak wielkiego i ochydnego nie widziałam, co to za człowiek mógł do zrobić".
     Na te jej słowa "olbrzymie g*wno" nagle zapadło się pod ziemię i zniknęło.
     Jakiś czas później spotkała jakąś okoliczną czarownicę i opowiedziała jej o tym. Czarownica wiedziała o co chodzi, i gdy powiedziała to babce mojego informatora - ta żałowała że przegapiła okazje. Wiedźma jej bowiem powiedziała, że gdyby zareagowała inaczej, nie z obrzydzeniem, ale z pobożnością, czyli że gdyby zaczęła się nad tymi ekstrementami modlić, to wtedy one, zamieniły by się w złote dukaty.
     Do zdarzenia doszło w Noc Świętego Jana.
*   w Noc Świętojańską różne dziwy i czarostwa się dawniej działy, dopóki kościół ukrócił tego typu manifestacje min. egzorcyzmami nad światem, które otrzymał w objawieniu Papież Lew/Leon XIII.  
     W całym zdarzeniu chodziło piekielnym siłom o to, by kobieta popełniła bluźnierstwo modląc się w kierunku ludzkich odchodów - za który to paskudny czyn, miałaby od demona otrzymać złoto. Na szczęście samej świadkini, nie była ona świadoma o co w całej sytuacji chodziło, dopóki czarownica jej tego połowicznie nie wyjaśniła...
** pokusy na złoto i bogactwa, obejmują tak pułapki na ludzi świeckich, jak i przedstawicieli Kościoła - o czym już pisano odnośnie św. Antoniego z Pustyni, którego zły duch najpierw kusił na iluzoryczne srebro a później na prawdziwe złoto rozrzucone na odludziu...

Niebezpieczny czarownik
     Dowiedziałem się także że był u nich na wiosce niebezpieczny czarownik. Że bardzo potrafił zaszkodzić. Widziano też jak po tym gdy wbił nóż w drewnianą belke potrzymującą budynek, spod noża było widać lejącą się krew.
     W ten sposób, magiczną drogą zranił nożem krowe u sąsiada, z której poprzez teleportacje, spod jego noża wyciekała krew.
*   podobnie jak jest możliwe zadawanie ran na odległość przez ludzi współpracujących z ciemnymi siłami, dochodzi podobną drogą i do kradzieży mleka na odległość, gdy czarownica lub czarownik potrafi z oddalonego miejsca, je ściągać poprzez okultystyczną teleportacje u siebie.
     Oczywiście istnieją i teleportacje cudowne, związane z Niebianami, gdy dochodzi do teleportacyjnych przeniesień nie tylko żywych ludzi z jednego miejsca na inne, ale i manifestacji dotyczących wyciekania krwi, łez czy oleju, min. z poświętnych obrazków...

Koniarz zaatakowany przez nocnicę
    Dziadka mojego informatora, gdy jeszcze był młody, nocą napadłą nocnica.
    Zajmował się on pasieniem koni, także nocami. Pewnego razu zobaczył w nocy że zbliża się do niego jakaś straszna baba. Orientując się że to nocnica (rodzaj wiedźmy poza ciałem w jednych przypadkach, bądź demonicznej rusałki w innych), zarzucił swój płaszcz na głowę i większą część ciała, i kurczowo chwycił się rzemiennych pasków na głowie konia, kurczowo się ich trzymając, i wiedząc o nadchodzącym ataku.
    Gdy nocnica dotarła do niego, zaczęła nim szarpać i szamotać, chcąc go oderwać od konia. Dziadek mojego znajomego jednak kurczowo trzymał się zwierzęcia, i nie pozwolił się porwać. Straszydło w pewnym momencie go puściło, i ze złością powiedziało w stylu: "Co to za człowiek, który ani głowy ani d*upy nie ma". I odeszła.
*   te zjawy znam z innych relacji, także spoza Słowacji. Zachowują się zwykle półprymitywnie, i nie przebierają w słowach. Przykładowo napotykając podczas innych przypadków ludzi śpiących i przykrytych czymś tak iż wystają im tylko nogi, czasem były słyszane jak do siebie mówią w stylu "Siedem razy tu był las, i siedem razy pole, ale nigdy nie widziałam stworzenia bez głowy i z ośmioma nogami. Pójde zawołać moją matke, niech przyjdzie, i to zobaczy". Relacje sie powtarzaja że gdy zjawa odeszła, ci co nie spali i to usłyszeli, nie czekali na ich powrót. Budzili całą grupę i czym prędzej uciekali stamtąd.
    Ze słów opowiadającego, wynikało że jego dziadek miał więcej spotkań z polującą na niego nocnicą. Być może kolejna jego relacja ujawnia co taka nocnica z człowiekiem roby, gdy uda jej się porwać człowieka do swojej mocy...

Nocnica wodząca na manowce
    Znajomy rodziny mojego informatora, był wodzony przez Nocnice. Była to jakaś baba która mu "pokazywała" piękną ścieżke [- czyli poprzez telepatyczną hipnozę; znana w anglii pod nazwą "glamour field" - "pole czaru"]. Człowiek ów widział tę piękną ścieżke którą ona go prowadziła. Jednak w rzeczywistości, prowadziła go ona po największych chaszczach, cierniach, i bezdrożach. Zwodząc go tak, jeszcze przy tym kobiecym głosem go namawiała w stylu: "Chodź tędy, tu jest piękna ścieżka""chodź tutaj, tędy, tędy..." i ciągle go tak prowadziła...  Znajomymy rodziny mojego informatora wrócił do domu dopiero rano, cały poodzierany i wykończony. Tak go ona "poprowadziła"...
 
      Analogiczne przeżycia spod Babiej Góry - od strony polskiej, 
choć tu nocnica manifestuje się pod postacią świetlistego obiektu:
Bezwstydna zjawa nieczuła na kamienie
      Mój znajomy opowiadał jeszcze jak za dziecka widział z kolegą dziwaczną kobietę, która idąc po drodze niosła kosz na głowie, mając przy tym suknię przytrzymywaną w dłoniach i podniesioną wysoko w górę. 
      Chłopcy widząc takie dziwowisko, myśląc że to żywa kobieta, zareagowali jak im podpowiedziała intuicja - i zaczęli rzucać w nią kamieniami. Jednak kamienie nie przynosiły żadnego efektu. Choć w nią trafiali "kamienie nic jej nie robiły", jakby przez nią przelatywały; nie było żadnego efektu.
     Zorientowali się w tym momencie że to nie jest w zgodzie z Bożym porządkiem, i zaczeli uciekać, przeskoczyli małe ogrodzenie. i za nim przestraszeni położyli sie płasko na ziemi, aby ich tam nie odnalazła. Tajemnicza baba zamierzyła jednak dokładnie w ich stronę, zbliżyła się do płotu i zaczęła się nachylać z góry nad nimi. Ci jednak nie czekali na to gdy skończy, zerwali się stamtąd i z paniką zaczęli uciekać. Znajomy niemal drzwi rozwalił ze strachu, wpadając do domu.
      Świadek opowiedział mi jeszcze że i jego babka spotkała kiedyś przy potoku też jakąś tajemniczą postać kobiety. Ta pochylona nad ziemią, krążyła bez celu w okół, wciąż powtarzając niezrozumiałe słowa "Cały czas tu chodze, szukam, i nie potrafię odnaleźć. Szukam 'Maronku Bedronku' [- lub coś w tym rodzaju]". Babcia myśliwego, także się wycofała, nie chcąc ryzykować, zapewne niezależnie od tego czy to miało by być czarownicą, czy też jakąś zjawą.
*   prawdopodobnie była to jakaś pokutująca dusza, ale nie wiadomo było ani wtedy ani dziś, co oznaczały te słowa, i czego konkrenie szukała. Przypomina to rodzaj pokut które mają na polach ci co przenosili kamienie graniczne, a po śmierci mają ich otworzenie w formie ognistej, które muszą nosić po polach z pytaniami do żywych "Gdzie mam to położyć"...
     To drugie słowo "Bedronku" przypomina polskie słowo "biedronka". Podejrzewam że może tu być mowa o nazwie ludowej jakiegoś zioła. Być może to była dusza jakiejś czarownicy (a było ich tam kiedyś sporo) pokutująca do czasu póki nie odnajdzie jakiejś rośliny wyznaczonej z góry - uzdrawiającej i wyzwalającej w ten sposób, jej pokutującą duszę z tej formy Czyśćca...
 
** tajemnicze nocnice widywane w Oszczadnicy, są analogiczne manifestacjom kobiecej "stwory" w zachodniej Słowacji, zwanej 'Grgolicą'. Ta charakteryzowała się tym co nocnice, reagowała na wysokie tony tzw. jujkania głosem - nocnice na gwizdy, szkodziły ludziom, potrafiły szybko pokonywać duże odległości, wodziły na manowce. Różne są ich nazwy, lecz ta sama rzesza...

Błędny ogień lecący zygzakiem
     Kolejna obserwacja świadka wiąże się także z jego młodzieńczymi latami. Pewnego razu, jeśli dobrze pamiętam już po zmroku, ujrzał nad oddaloną górą tajemnicze świateło. Świateło znajdowało się w pobliżu szczytu. gdy nagle bardzo szybko zygzakiem zleciało do połowy góry.
     Znajomy mówi że jest niemozliwe by ktoś w tak krótkim czasie to zrobił np. latarką.
     Zjawisko następnie  znów szybko i zygzakiem, zleciało błyskawicznie w dół, zatrzymujac się u podnóża góry. Świadek nie chcąc czekać aż światełko do niego przyleci, zdecydował się szybko wrócić do domu, aby nic złego się nie stało.
     Według tego co mówi ów myśliwy, światełko wyglądało jak płomień świecy, i optycznie nie było duże.
*   prawdopodobnie była to nocnica, tyle że zamiast postaci humanoidalnej podczas tamtej obserwacji, pojawiłą się w wyglądzie bardzo przypominającym płomień świecy...
     Jako ciekawostke ujawniam jeszcze to że Oszczadnica z tymi wszystkimi dziwami, znajduje się zaledwie 24 kilometry w linii prostej od Turzovky - gdzie przed kilkudziesięciu laty doszło do wiarygodnych objawień Maryjnych, w których przewijał się motyw "zmiennokształtności"...
     Poza kwestiami związanymi z zaświatami, są też ciekawe rzeczy do zgłębienia dotyczące II Wojny światowej. Znajomy opowiadał jeszcze że wie gdzie powojnie zwalano ciała wielu niemieckich żołnierzy, i że gdy przysypano ich ziemią, to było ich tam tyle, że chodząc po niej, ziemia z powodu ilości ciał uginała się pod nogami. Miejsce owo znajduje się od słowackiej strony góry Wielka Racza.
     Są tam też jakieś jaskinie, do jednej z nich kiedyś prowadziły jakieś drewniane schody, które później się zawaliły. Gdy rzucono po nich kamień, było słychać jak długo po nim spada, a później wpada do wody.
     Są też miejsca gdzie po wojnie chowano w beczkach różne bronie, karabity itp. Były też tam bunkry, prawdopodobnie dziś są zamaskowane. Znajomy opowiadał że jego dziadek wszedł do jednego z nich, i znalazł tam ciało Niemca, wiszącego wciąż na karabinie w pozycji gotowej do strzału. Nacisnął karabin i poleciała seria strzałów. Znaleźli z kolegą też pistolety z którch strzelali, te jednak odebrano im później. 

Podczas "rozpoznawania terenu" związanego z powyżej poruszanymi historiami...
fot. autor bloga

* Dodatkowe dane i szczegóły zdobyte po powstaniu tego artykułu:
-  chłopaka który został zastrzelony, postraszył przemytnika w rejonie "Kikuli" przy Wielkiej Raczy, Kikula to chyba mała osada na górze.
-  świadek mówi też że jego mama mu opowiadała, że gdy była mała, w którejś ze stodół w Oszczadnicy był "humennik"  [= nazwa od słowa "humno" (pl. "gumno") - czyli budynek w którym na górze trzymano słomę, a na dole dawne urządzenia gospodarcze] czyli stwór w rodzaju "stodolnika". Mój informator porównuje go z utopcem, że wyglądał jak "utopcowe dziecko", był mały jak dziecko, i po północy zjeżdżał po słomie w stodole ze śmiechem i wołaniem "hejejej". Z tego powodu dzieci bały się wchodzić do tej stodoły. Widywano go tam długie lata. Niestety musiało to też być ze 100 lat temu, i informator nie wie, w której ze stodół go wtedy widywano. Możliwe że się tego dowiem podczas "badań w terenie". Z rękawa czy palców miała mu kapać woda. Podejrzewałem że prawdopodobnie był związany z jakąś stodołą w pobliżu potoku, możliwe że i majątkiem młynarza - jeśli tam taki był, i faktycznie mój informator mi potwierdził że kiedyś przy potoku było kilka młynów, które już nie istnieją.
-  światło lecące zygzakiem, było widziane na tle wzgórza naprzeciwko miasta Czadca. Jest szansa że uda się zystkać "w terenie" nazwe tego wzgórza. Świadek miał wtedy może 10 lat, mówi że było to jakieś 40-45 lat temu. Też mniej więcej w tym wieku widział tajemniczą kobiete z suknią w górze.
-  tajemnicza postać z suknią w górze, znajdowała się jakieś 5 metrów od dwóch owych chłopców, gdy rzucali w nią dużymi na kilka cm kamieniami. Świadek dziś też potwierdził że te kamienie nie wywoływały żadnego efektu, i że bardzo ich to wtedy zdziwiło. 
-  Głosy niewidzialnych dwóch osób, słyszał on na tzw. "Kurmanci", za kapliczką;
-  Miejsca związane z okolicznymi wzgórzami: Kikula, Magura, i Terteś - mój informator mówi że żyjący tam kiedyś ludzie dużo wiedzieli o takich manifestacjach, i że osady też niemal już zanikły; zostało pare chat. Dał mi nazwiska osób które tam kiedyś żyły, a które by mogły coś opowiedzieć, jeśli tam jeszcze mieszkają lub ich potomkowie....


Komentarze