Przemiany w postacie bydlęce...

Rysunek sytuacyjny / autor bloga

     Poniżej kilka relacji tak świeckich jak i kościelnych, które dotyczą przemian istot zmiennokształtnych w postacie bydlęce. Podobnie jak i w innych przypadkach, dany wygląd istoty zmiennokształtnej, może wiązać się tak ze złymi duchami, jak i z duszami pokutującymi - stąd oba rodzaje duchów, moga przyjmować postacie min. czarnych psów, byków, itp (zjawy czarnych psów swoją drogą też są porównywane z wielkością cielaka).
     Pierwsze relacje będą dotyczyć manifestacji zwodniczych duchów w tych postaciach, a ostatnia - wedle poszlak - duszy pokutującej, której manifestacja dotyczyła nie tylko postaci byka, ale i psa ziejącego ogniem, a później - postaci białej owcy...

  Leśny strażnik pilnujący przodków
  Veselka przy Vimperku [= taka miejscowość w Czechach] - W pobliskim lesie była wiele razy widziana zjawa. Czarna istota przypomina krowę, jednak wobec tego kto ją zauważy, staje nagle na tylnych nogach i z wielkim hukiem oraz krzykiem zaczyna biec w jego kierunku. Z sapaniem zawsze przebiegnie obok i w końcu znika w lesie. Mówi się że jest to leśny strażnik, mający pilnować świętych miejsc dawnych przodków.
źródło: Michal Doležal, "Záhady života" ("Zagadki życia" - czeskie czasopismo poświęcone tajemnicom)

    W kolejnej relacji również z Czech, także pojawia się motyw duchowego "strażnika" pod postacią min. byka, z tą różnicą że mającego pilnować skarbu na ruinach zamku Prácheň:

Skarb pod murami
     ...na wędrowców którzy tędy przechodzili o zmroku, spadały uczucia osaczenia i niepokoju.
     A przecież znaleźli się śmiałkowie, którzy się tam wybrali w Wigilię z łopatą i motyką, aby tutaj spróbować szczęścia. Ponieważ wegług starego podania, w ustronnym miejscu pod murami są ukryte skarby, które tego dnia się otwierają.
     I kopali tu gorliwie, i poszukiwali skarbów. Niekiedy nawet się do nich dokopali, ale w chwili gdy po nie sięgali ręką, zostali powstrzymani w swej pracy i przeganiani straszliwą manifestacją, albo oszukani jakąś inną czartowiną.
     Jednego razu pojawił się tu rogaty byk, którego uważali za czarta, innym razem była to sowa uszata, która świecącymi oczyma naganiała im strachu tak, że uciekali stamtąd ze zgrozą.
źródło: "Pověsti českých hradů a zámků"  ("Podania czeskich grodów i zamków"
Josef Pavel,  I wydanie w 1947 roku

     Pavol Dobšinský żyjący w latach 1828-1885 był słowackim folklorystą i zbieraczem ludowych przekazów, jako duchowny ewangelicki miał dość sceptyczne nastawienie do spraw o których słyszał, niemniej i on wspomina o poszukiwaniu skarbów na sposób grzeszny, czyli min. w wielkie święta kościelne - gdy to złe duchy zwodzeniem na przyziemne bogactwa, odciągały ludzi od pobożnych myśli i praktyk religijnych.
    W swoich zbiorach rozmitych historii, autor ten również wspomina o przemianach w postacie bydlęce - i także w relacjach do których dotarł, pojawia się motyw duchowego "strażnika"...

Wniebowstąpienie Pana
     Podobnie jak na Wielki Piątek otwierają się ukryte pod ziemią skarby i ukazują się i bez wpływu człowiek, więc i dziś chodzą ich kopać w góry ku studzieńkom, pod skały i pod wielkie drzewa, określane bajecznymi opowiadaniami o złocie tam od wieków ukrytym, lub przynajmniej od czasów Janosika.
     Nie jeden raz widziałem owe marne próby za młodu w okolicach Železnika.
     Lecz przesąd silny pogania kopać jeszcze nie tylko w ten dzień, ale i w dzień św. Ducha oraz św. Trójcy - bo ponoć w te święta można zdobyć skarby i za białego dnia, inaczej tylko o północy dostępne skarby.
    (...) Strzeże ich ich wprawdzie czarny pies albo czarny byk (bujak), ale uczyń z prakowego (?) wosku świecę, zapal i kop; nie wymów ani słowa, nawet gdyby wył obok ciebie ów pies strażnik, albo byk który wybiegł z ziemi, muczał obok ciebie i rogami ciebie trącał.
    Jeśli się nie przestraszysz, skarby będą tobie przeznaczone, zdobędziesz je; w innym wypadku, w skrzyniach w których złożone są, zapadną się głębiej pod ziemię, bo mają tę moc, że gdziekolwiek przeniosą się drogą podziemną na miejsce bardziej niedostępne.
źródło:  "Slovenské obyčaje, povery a čary" ("Słowackie zwyczaje, przesądy i czary). Pavol Dobšinský.

    I kolejna relacja z innych stron, z analogiczna sytuacyjnie do poprzednich:

Ruiny zamku Korlatka (= nazwa od: niemieckiego "Kondradstein" i węgierskiego "Korlátkő" = "Kamień Konrada")
     Nie ma zamku bez skarbu. Skrzynie pełne złota kuszą, ludziom spać nie dają. Ale uwaga! Wszystkie te zdobyte morderstwem i krwią skąpane bogactwa, nie mogą być tylko od tak zdobyte (...) Kto się wybrał za skarbem, ten kroczy po ostrzu miecza. 
     Każdy zamek strzeże swego skarbu jak oka w głowie. Każdy gram złota ma swego przebiegłego strażnika [pod postaciami] węża, owrzodzonej ropuchy, żelaznego rycerza lub śmierci. Im większy skarb, tym groźniejszy strażnik. A skarbu na ruinach zamku Korlatko, strzeże sam czart (...) Rozbójniczy władcy tego zamku, naznosili doń złota jak drzewa (...) 
     Trzej młodzieńcy którzy też o skarbie wiedzieli, wybrali się go wykopać. Ledwo co narysowali okrąg wokół siebie, to już się zaczęło. Czarny byk dysząc rozbiegł się naprzeciw ich, i tylko o włos ich minął.
     Później pokazał się wąż gruby jak ręka, gołębie, czarownice, ba i czarne czarcisko przybyło uderzyć z kopyta. Poszukiwacze skarbu jednak nie powiedzieli nic, stali pewnie [= podczas takich prób, nie można było się odezwać ani słowem].
     Po chwili całe piekielne wybryki ucichły i było słychać tylko słodkie ćwierkanie koników polnych. Pojawiła się wielka fura z sianem.
     Młodzieńcy wywalają oczy, patrzą, kto takie furzysko ciągnie? Nagle jeden zauważył, że do wozu zaprzęgnięte są koniki polne. Młodzieniec nie potrafiąc się opanować krzyknął:
     - 'Koledzy patrzcie! Cud! Dwie takie wsze uciągną taki wóz!'
     No i tego nie miał powiedzieć. Zaczęło się prawdziwe piekło. Z szczelin ziemi wywaliły się groźne poczwary, i te goniły za młodzieńcami aż im stamtąd udało się uciec. Jeszcze dobrze że byli dobrymi kolegami i mogli powiedzieć:
   - Nie szukaj skarbów, gdy masz wśród przyjaciół oparcie! 
     I tym sposobem odkryli cygański skarb - radość z życia.
"Povesti o slovenských hradoch" ("Podania o słowackich zamkach"), Štefan Moravčík

     Pan dr Miloš Jesensky, znany słowacki badacz tajemnic i autor wielu książek, w jednej z nich także nawiązuje do bydlęcej manifestacji na zamku Korlatka, ale podaje i jeszcze inną historię z kolejnego zamku:

Korlátka
Piekielny strażnik korlátskiego zamku
      Tradycja mówi, że pod ruinami Korlatskieo zamku znajduje się głęboka pywnica, w której są ukryte ogromne skarby. Wybrali się ich poszukiwać mężczyźni z pobliskiej wioski Cerová. Zabrali z sobą poświęconą na Trzech Króli kredę, wodę święconą, i gdy na Wielki Piątek służono w kościele do mszy, wstąpili do podziemia.
      Tajemne i przerażające widowisko zaczęło się ponoć we chwili, gdy nakreślili wokoło siebie okrąg i pokropili go święconą wodą. Jeszcze ani nie zaczęli kopać, a w pywnicy pojawił się czarny byk, który biegał i ryczał dokoła wystraszonych poszukiwaczy skarbów. W nagłym nawale zgrozy rzucili narzędzia i uciekli. Skarb do dziś czeka na odkrywcę.
Tajomné miesta Slovenska" ("Tajemnicze miejsca Słowacji), Miloš Jesenský

    W owej kolejnej historii przytaczanej przez Pana Jesenskeho - strażnik jest przychylny wobec pasterza,  przed którym udając byka, otwiera portal i prowadzi go do skarbu w jakiejś zaklętej przestrzeni...  - kto wie, może w tym przypadku, chodzi o przemianę pod tą postacią dawnego szlachcica, któremu ciążyły po śmierci owe bogactwa?:

Zvolen, Pustý hrad
Czarny byk przywiódł pasterza do skarbu
     Według jednej z wersji podania, skarb został odnaleziony przez jakiegoś pasterza który ujrzał czarnego byka, opierającego się rogami o jeden z murów. Ustawił się niepostrzeżenie za nim, a gdy mur się nagle rozsąpił, złapał zwierze za ogon i pozwolił mu się zaprowadzić do podziemia.
     Tam do kiedy byk nie nalizał się do syta soli z głazu, on w tym czasie napełnił sobie kieszenie złotymi dukatami, i tą samą drogą powrócił spowrotem.
Tajomné miesta Slovenska" ("Tajemnicze miejsca Słowacji), Miloš Jesenský

     Pan Jesensky przytacza również relację, która wiąże manifestację w tym przypadku ognistego byka, z osobą niegdyś żyjącego w okolicy pożądliwego mnicha:

Sklabiňa - Sklené Teplice
Zjawa dziewicy Agaty i ognisty byk
     W teplickej dolinie kiedyś pojawiała się zjawa młodej kobiety. Chodziło o pojawienie dziewicy Agaty, którą porwał czerwony mnich [= templariusz] z klasztoru w Sklenych Teplicach. Przy próbie wyrwania się porywaczowi, podczas ucieczki skoczyła w przepaść. 
      Mówi się, że wielu nie tylko ją widziało i spotkało, ale też z nią rozmawiali. Przez długie stulecia jednak nie znalazł się człowiek, który by nie zaczął uciekać przez zakletym mnichem, który ją ściga pod postacią ognistego byka.
Tajomné miesta Slovenska" ("Tajemnicze miejsca Słowacji), Miloš Jesenský
*    pośrednio jest tu najwyraźniej wskazówka że upadły mnich, chciał ją porwać pod wpływem "ognistej rządzy" która nim kierowała. W Starym Testamencie byk jest w niektórych miejscach symbolem nieposkromionej rządzy cielesnej - stąd możliwe że i taka forma upadłego mnicha.

Najwyraźniej i w krajach skandynawskich, takie manifestacje nie są obce...
     Kolejna relacja pochodzi ze zbiorów Fundacji Nautilus, i została przesłana do niej przez jednego z czytelników. Ciekawa jest tu mowa o przemianie właśnie postaci cielaka, w postać czarnego psa:

        "...wujek kolegi mial niesamowite spotkanie, on byl stolarzem i pracowal przy jakiejs stolarskiej robocie czy tartaku, dojezdzal rowerem do tej pracy, i wozil skrzynke z narzedziami stolarskimi, wracal wieczorem. Kiedys przyjechal czyms bardzo poruszony, przestraszony i nic nie chcial powiedziec co go spotkalo ale wszyscy zauwazyli ze cos bylo, zaczal wracac wczesniej, i szukac pracy gdzies blizej aby przez te lasy samemu nie jezdzic.   
         Kiedys jednak po pijanemu ktos go podpytal a on sie wygadal, otoz jak on jechal rowerem gdzie stam na odludziu, zatrzymal sie bo z przeciwka bieglo ciele, co go bardzo zdziwilo ze nie ma ludzi dokola, same lasy a tu cielak, myslal z moze ktos nadjedze z przeciwka jakis wlasciciel cielecia, a zwierze zatrzymal sie przed nim, nikt nie nadszedl wiec ow mezczyzna pomyslal ze ciele ucieklo z jakiejs okolicznej wioski i tak bieglo lesna droga az to z nim sie spotkalo, i nagle cale sedno cos niesamowitego, cielak zmienil sie w duzego czarnego psa, co bardzo wystraszylo owego mezczyzne, i migiem wyjal ze skrzynki duzy mlotek, tak dla obrony odruchowo, przy czym bardzo przestraszony sie przezegnal, ow juz pies zasmial sie ludzkim glosem tak jakos szyderczo i ominal go lukiem i pobiegl dalej droga, wujek kolegi czym predzej pognal rowerem do domu, nawet podobno dlugie lata nie chcial sam po lasach np za grzybami chodzic"

źródło: Fundacja Nautilus: http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=1860

    Oto co relacje kościelne mówią w związku z tym tematem, i z czym uzupełniają się wzajemnie z relacjami ludowymi z życia wziętymi. Pierwsza z katolickiej strony poświęconej min. egzorcyzmom:

     (...) wczesny pustelnik, św. Hilarion (zm. 372), zaczynając swoje modlitwy zawsze słyszał wokół siebie szczekanie niewidzialnych psów, ryki byków, syk węży i inne dziwne i przerażające odgłosy. Mówi się, że opętani krzyczeli z bólu, gdy się zbliżał a cuda towarzyszyły mu gdziekolwiek się pojawił.

    Kolejna pochodząca sprzed wieków, a znajdująca się w kościelnym dziele o nazwie "Wielkie Zwierciadło Przykładów" - w którym ponad 80 świątobliwych jak też i świętych ludzi kościoła, uczciwie opisywało wiele niesamowitych zdarzeń, które były też wykorzystywane do nawracania błądzących:
     Tańcem się bawiąca w Święta, kijem, którymi piłę bito, zabito; i ciało jej od [=przez] piekielnego byka rozrzucone było.
     We wsi niektórej w Brabanciej, była niewiasta próżna i wszeteczna, niemal na każde święto tańcem się bawić zwykła.
      Trafiło się iż młodzieńcy wedle tańcujących piłę [= piłkę] grali. Jeden z nich chcąc piłę uderzyć, kij z ręki jego wypadł i niewiastę tańcującą w głowę uderzył, i tudzież zabił.
      Ujrzawszy to wszyscy, zawstydzeni ciało do domu wzięli, i na marach położyli. Kapłan z Clerykami przyszedszy aby odprawować Wigilię; alić byk czarny, i owszem czart przeklęty, rycząc straszliwie przybieżał, mary z ciałem obalił, i rogami je tam i sam rzucał, szarpał, deptał, i po członkach [=na części] rozrzucał; z tąd nieznośny smród czuć się dał.
     Gdy tedy wszyscy pouciekali, ścierw on [=ów] posztukowany został tak aż do jutra; nazajutrz przyszli przyjaciele i w polu pochowali.
źródło: "Wielkie Zwierciadło Przykładów", Joannes Major (- jezuita), wydanie z XVII wieku.

      Na koniec tego tematu, dodaję jeszcze relację mojego dziadka która wskazuje z kolei to, że w tym przypadku (a każdy z takich przypadków musi być badany indywidualnie...), najwyraźniej dusza powstańca śląskiego pojawiła się pod postacią (min.) byka, strzegącego nie skarbu ziemskiego, ale szacunku wobec krzyża...


Uproszczone tłumaczenie z języka śląskiego...
      "Było to już wieczorem gdy po ciemku wracałem ze sklepu.I przechodziłem koło tego krzyża, i w tym ogródku -do dziś ten krzyż tam stoi ogrodzonym płotkiem - tam w środku w tym ogródku, tam siedział wielki czarny pies na tyłku, siedział a ogień mu z pyska leciał. Też wtedy tak wystartowałem do domu, i uciekałem ile wlezie. 
       Innym razem widziałem tam owieczkę jak się pasła, biała owieczka, ale od owieczki nie uciekałem. Piekna owieczka biała sie tam pasła w tym ogródku, i gdy przyszedłem do domu, powiedziałem: "Mama, tam w ogródku koło tego krzyża sie owieczka pasła" a mama '...a widzisz, to znaczy ze ta dusza jest już wybawiona. To już nie jest zła dusza, ci ludzie tam musieli dać na msze, i te msze ją wybawiły'.
     Ta dusza była od jakiegoś chłopa, może do dzisiaj jego kości leżą pod tym krzyżem. Przez powstanie jakieś zginął ten nieznany chłop, i tam go pochowali [chodzi prawdopodobnie o jakieś powstanie mniej więcej w 1920 roku na Śląsku] i krzyż tam dali. Więcej ludzi tam widziało różne dziwne rzeczy.
    Raz tata posłał mojego brata Albina do sklepu też po tabake, i nie chciało mu się trochę iść bo był u niego kolega. Ten kolega też pracował w browarze w Tychach i piwa się napił, i zaszumiało mu ono troche w głowie; w naszym domu opowiadał odważnie o tym i tamtym, wygłupiał sie, i powiedział do brata: "Jak sie boisz to chodź ja pójde z tobą". I poszli razem bo brat bał sie iść obok tego krzyża, a on też już wcześniej od czasu do czasu tam dziwne rzeczy widział. I szli, i Albin wiedział, przeżegnał sie, a ten Francek co z nim szedł, wziął kamień z ulicy i rzucił nim w krzyż. Z lekceważeniem prychnął do dziadka brata: "Co sie tam będziesz żegnał?!"
     Poszli, tabaki kupili, i wrócili się w drogę powrotną. Wracali do krzyża z powrotem, i spod brzegu, spod skarpy wyszedł na szosę taki byk wielki jak diabeł, z wielkimii rogami, straszny i na Francka idzie groźnie z tymi rogami. A ten krzyczał w niebogłosy! Na całą wieś go było słyszeć! A Albin łukiem ominął tego byka i wystrzelił biegiem do domu. Zostawił go i uciekł :). Dopiero daleko sie zatrzymał, i czekał tam na Francka.
     A ten chodził po szosie w te i we wte, z lewej strony prawą, z prawej na lewą i krzyczał bo chciał uciec, a nie umiał. Bo gdzie Francek chciał uciec to ten byk mu stanął w drodze. Potem w końcu jakoś Franckowi udało się być szybszym od tego byka, szybko go obiegł i wziął nogi za pas do ucieczki. Jak przyszedł do domu to się trząsł jak osika, a blady!, wytrzeźwiał od razu! On mieszkał, za Czechem, za Fabryką. Wtedy naprade wyrąbało mu z gaci!" :)


Komentarze